***
Jechałam małym, zielonym samochodzikiem ze swoją kuzynką-chrzestną i patrzałam przez okno. Z tyłu leżała moja torba i reklamówka. Skręciłyśmy i zaczęły się dziury. Leciała muzyka. Zaparkowałyśmy na naszym miejscu i wzięłyśmy bagaże. Rozejrzałam się. Słońce świeciło, był lekki wiaterek, pogoda idealna. Weszłam do środkowej klatki i wdrapałam się na przedostatnie piętro. Już było słychać dzieciaki. Otworzyłam drzwi. Pies oczywiście zaczął szczekać, ale pogłaskałam ją jak zawsze. Przywitałam się z ciotką. Amela siedziała przed kompem i sama musiałam pójść do niej, żeby mnie zauważyła. Zaczęła mnie ściskać z całej siły i piszczeć z radości. Anka powiedziała, że Tosiek jest na spacerze z Olą, więc poszłam ich poszukać. Zobaczyłam dwie dziewczyny z wózkiem i pobiegłam do nich. Na początku mnie nie poznały. Z Olką się prawie przyjaźniłam, znałam ją najlepiej w całym Jarominie. Sandrę też jako tako znałam, ale raczej nie byłyśmy zbytnio do siebie zbliżone. Ale wszystko miało się później zmienić...
***
Ogółem historia jest oparta na praktycznie -przed rocznych wspomnieniach, więc większość rzeczy będzie wymyślana na poczekaniu. Ale ogólna fabuła będzie prawdziwa ;) Dzisiaj tak krótko, bo nie mam weny i jestem zmęczona po robieniu plakatu do północy...